Wtorek, 15 marca 1977 r.
Krótki lot
Bez zgody ani państwo nie może egzystować, ani rodzina. Ksenofon
Wstaję po piątej niezbyt wypoczęty. Pocieszam się jednym – dziś tylko lot do Wrocławia i z powrotem. Zawsze na tej trasie jest dużo pasażerów. Po przejściu na moc nominalną siadam na fotelu radiotelegrafisty i biorę do ręki „Życie Warszawy”. Czytam tytuły „1541 śmiertelnych ofiar tragedii w Rumunii”. „Zniesiony jest stan wyjątkowy w Bukareszcie”. Ten kraj przeżył kataklizm. Skutki kilku minut trzęsienia ziemi odczuwane będą zapewne jeszcze przez wiele miesięcy a może lat.
A w kraju „Samorząd mieszkańców miast ważną formą ludowładztwa. Przemówienie Henryka Jabłońskiego na krajowej naradzie działaczy”. Ile w tym prawdy? Kiedy do samorządów przestanie wtrącać się milicja? Ciężko założyć grupę ludzi pilnujących parkingu społecznego, bo władza dopatruje się zgrupowania przeciwników ustroju.
Podchodzimy do lądowania. Kołujemy na niewielką wrocławską stojankę. Zmieszczą się tu tylko dwa, trzy samoloty. Na lotnisku we Wrocław Strachowice wyjątkowy tłok.
Lotnisko zostało zbudowane w 1938 w Strachowicach na potrzeby wojska niemieckiego po wojnie przejęte na krótko przez Armię Radziecką. Od czerwca 1945 obsługuje także loty cywilne. Przez lata 1946–1958 Strachowice obsługiwały niemal wyłącznie lotnictwo wojskowe (regularne loty cywilne w tym okresie przeniesiono wówczas na trawiaste lotnisko na Gądowie Małym); w tym czasie, w latach 1952–1953 wydłużono betonową drogę startową. Od 1958 ponownie włączono lotnisko w Strachowicach w sieć stałych połączeń krajowych Polskich Linii Lotniczych. Loty odbywały się do Warszawy, Łodzi, Poznania, Katowic, Krakowa, Rzeszowa, Gdańska, Szczecina i Koszalina (Lądowisko Koszalin-Zegrze Pomorskie). W latach 60 na lotnisku w Gądowie Małym latałem na szybowcach: Czapla, Żuraw, Bocian, robiłem hol za CSS-13. Historyczne nazwy szybowców i samolotu.
Okazuje się, że do Warszawy mamy komplet pasażerów, a ta reszta to piłkarze i kibice
Śląska Wrocław, którzy czekają na czarter do Neapolu, by tam rozegrać drugi mecz w półfinałach Pucharu Zdobywców Pucharów z SC Napoli. Jesteśmy pewni, że odpadną w niedzielę. Śląsk miał słaby mecz. Miny też mają nienajlepsze. Gdy dochodzimy do swojego samolotu, dokołowuje już Ił-18, który przyleciał po piłkarzy. My z kompletem pasażerów, wracamy do Warszawy. Nawet nie widzieliśmy tej załogi z osiemnastki, którzy będą oglądali mecz osobiście.
Na lotnisku w Warszawie zjadam pierwsze śniadanie i do domu. Muszę odespać skróconą noc i wziąć jakieś lekarstwo na gardło, gdyż zaczyna mnie boleć. Pewnie efekt picia dziś rano zimnego mleka, bo nie chciało mi się go zagrzać. O piętnastej wraca Robert. Za model dostał piątkę. Sprawdzam jego zeszyty. W jednym z działań matematycznych znajduję błąd. Nie pokazuje mu gdzie jest. Sam sprawdza wszystkie działania i także go znajduje i poprawia. Chce bym zniósł mu rower na podwórko. Mówię mu, iż nie zniosę za jego podejście do spraw domowych – śmieci z wiaderka nie wyniósł, w pokoiku jego jest bałagan. Powinien to zrobić a później myśleć o zabawie. Sprząta to szybko. Gdy kończy każę mu się ubierać i zwożę mu windą rower. Wraca Krzysiek, którego rower też zwożę na podwórko. Agnieszka została jeszcze w sklepie, robi zakupy. Gdy wraca robi obiad. Przywożę chłopców, zjadamy obiad i choć już jest późno jedziemy autobusem 157 w odwiedziny do moich rodziców.
Mieszkają w nowych blokach na Sadybie. To niedaleko, ale widujemy się tylko raz na dwa tygodnie. W domu zastajemy tylko mamę. Ojciec pracuje w Stołecznym Przedsiębiorstwie Energetyki Cieplnej i każdej zimy ma różnego rodzaju kłopoty z ogrzewaniem. Jest kierownikiem rejonu Warszawa Mokotów. Pewnie też dziś jest dłużej w pracy. To zasługa dużych kotłowni i rozsyłania ciepła rurami do mieszkań, dlatego w Warszawie nie odczuwa się zadymienia z ogrzewanych węglem poszczególnych mieszkań.
Najmłodszy brat wyszedł gdzieś, też ma wolne popołudnie. Mama szykuje kolację. Siedzimy rozmawiamy, ale o ósmej trzeba wracać do domu. Dzieci musza się wyspać.
W domu, gdy leżą już w łóżkach włączam chłopcom jak ja to nazywam „zagłuszacz”. Przy pomocy adapteru puszczam z płyt bajki dzieciom. Koziołka –Matołka z tekstem Kornela Makuszyńskiego. Sam dawno temu oglądałem tę książkę z rysunkami Mariana Walentynowicza. Dla dzieci mam też Rumcajsa musical dla dzieci Ernesta Bryla i Katarzyny Gertner. Przedstawienie to było w Teatrze Polskim w Warszawie w sezonie 1973-1974. Mam też dla synków Kota w butach wg Jana Brzechwy; Czerwonego Kapturka, czy Kopciuszka a także bajkę Jaś i Małgosia.
Biorę lekarstwa przed położeniem się spać. Nie jest tego dużo – witamina C i aliofil prawie jak czosnek.
Prasa wieczorna donosi o porwaniu w poniedziałek samolotu Boeinga 727, hiszpańskich linii lotniczych Iberia. Układając się spać nie wiem, że jeszcze dziś będzie ten samolot lądował w Warszawie.
Z dobrego gniazda dzieci dobre.