Popołudniowy dyżur


                   

                   Lotnisko i dwa krzyżujące się pasy Warszawa Okęcie 

Poniedziałek, 21 marca 1977 r.

                Popołudniowy dyżur

           Dla szczęścia człowieka mądrość jest ważniejsza niż wiedza. – Phil Bosmans

   Dziś z rana jestem sam w domu. Rodzina rozeszła się do pracy, szkoły i przedszkola. Porządkuje mieszkanie i zabieram się do pisania moich wspomnień z marca. Mam zaległości z poprzedniego tygodnia, które trzeba uzupełnić. Wychodzę wcześniej z domu. Jadę do pracy Agnieszki po odbiór wniosku na wczasy, który stemplowała w swojej instytucji. Teraz ja będę musiał przejść te parę działów znajdujących się w różnych częściach lotniska. Udaje mi się załatwić tylko część i muszę już meldować się na dyżurze w budynku MDL. Dalsze stemple trzeba będzie załatwiać innego dnia, gdyż biura pracują tylko rano. Gdybym miał ranny dyżur, to może bym to załatwił. Nie mogę ze swojego stanowiska tak jak inni urwać się z miejsca pracy chociażby na sekundę, bo w locie nie otworzę drzwi, a gdybym nawet to zrobił to nie zaliczam się do samobójców. Skok z czterech tysięcy metrów bez spadochronu wiadomo czym by się skończył.
Wspominam dawne dni w pracy. Początki mojego zawodowego latania po kraju samolotem An-24W i pierwsza duża usterka w locie.
Latałem jeszcze bez munduru. W magazynie nie było rozmiaru na mnie a więc było szycie w spółdzielni krawieckiej w Warszawie na ulicy Nowowiejskiej gdzieś między placem Politechniki wtedy zwanym Placem Jedności Robotniczej a ul Waryńskiego po południowej stronie ulicy. Tam też szyli sobie wszyscy latający szare gabardynowe jesionki na baranku. Do tego zakładu dostawaliśmy skierowania z magazynu mundurowego LOT.
Lecąc bez munduru idąc po lotnisku musiałem pilnować się swojej załogi, swojego kapitana by straż lotniska nie aresztowała mnie.
Tamtego lotu wszystko odbywało się normalnie aż do uzyskania wysokości 3 tys. metrów. Wtedy zaświeciła się lampka „Posługuj się tlenem” i zabuczała syrena. Drugi pilot szybko zerknął na wskaźnik UWPD i obsługiwany przez niego klimatyzacji agregat x. Tam wszystko było dobrze ale na wskaźniku źle. Kapitan Józek szybko rozpoznał sytuację i kazał mi iść sprawdzić zamknięcie wszystkich drzwi i luków bagażowych. Na jego tabliczce wszystkie drzwi i luki były zamknięte i nie paliła żadna z lampek. Sprawdziliśmy zamknięcie naszych dwu okien i awaryjnego wyjścia sufitowego. Zamknięto wszystko dokładnie.
Samolot nie mógł nabierać wysokości z nie zahermetyzowaną kabiną. Pasażerowie nie są tak jak załoga przygotowani na ciśnienie panujące powyżej 3 tyś. metrów.
Wyszedłem z kabiny i sprawdziłem zamknięcie przedniego luku bagażowego. Przedni bagażnik bez zastrzeżeń. Otworzyłem drzwi i wszedłem do kabiny pasażerskiej. Idąc wolno obejrzałem otwory wyjść awaryjnych dla pasażerów. Było dobrze. Dokładne ich sprawdzenie pozostawiłem na powrót z ogona samolotu.
Przechodząc koło stewardesy na jej pytanie co jest odpowiedziałem. Ok. idę sprawdzić.
Drzwi wejściowe, za składanymi schodkami były w jak najlepszym porządku. Już w miarę doświadczona stewa zamknęła je prawidłowo.
Tylne drzwi bagażowe wydawały się być też w porządku. Klamka w pozycji na zamknięcie, drzwi przylegają prawidłowo.
Pozostało mi jeszcze jedno wejście. Musiałem dobrać się do małych drzwiczek wiodących do ogona samolotu. Tylko to małe wyjście mi jeszcze pozostało do sprawdzenia. A nóż jakiś świeży bagażowy chciał tam zajrzeć i niezbyt dokładnie zamknął te drzwiczki. Cały przedział bagażowy był założony walizami pasażerów i musiałem odkładać te bagaże by dostać się do drzwiczek. Gdy przerzuciłem walizy stwierdziłem, że drzwiczki są prawidłowo zamknięte.
Wszystko prawidłowo a samolot nie chce się hermetyzować. Gdyby wyleciała lub podwinęła się uszczelka uciekające tamtędy powietrze nie pozwoliłoby się zahermetyzować.
Gdy sprawdzałem bagażnik przez moment błysnęło jakieś światło. Pomyślałem te drzwi bagażowe muszą źle przylegać. Przez szparę jak błyskawica dostał się strumień światła. Przesunąłem rękę wokół tych tylnych drzwi po stronie klamki. Było dobrze ale po przeciwnej stronie na dłoni czułem przepływ powietrza. Z tej strony były bolce które trzymały drzwi. Szpara była niewielka ale nie pozwalająca zahermetyzować samolot.
Podszedłem do słuchawki telefonu stewardesy i połączyłem się z kapitanem.
– Józek rozhermetyzuj samolot muszę otworzyć i zamknąć tylne drzwi bagażowe.
– Ok. Odpowiedział. Tylko ostrożnie byś nie wypadł.
Trzeba przyznać trochę miałem pietra. Było to trzy kilometry nad ziemią. Ja nie miałem spadochronu a te drzwi mogły po otwarciu po skosie znaleźć się poza samolotem a ja razem z nimi.
Otworzyć i zamknąć je musiałem bo inaczej trzeba było przerwać lot i wracać do Warszawy.
Aby się zabezpieczyć postanowiłem przywiązać swoją lewą nogę pasem siedzeniowym siedzenia stewardesy. Stojąc tylko na prawej nodze musiałem dwoma rękoma otworzyć drzwi, pociągnąć je nieco na siebie i ponownie prawidłowo docisnąć by weszły w swoje właściwe otwory.
Gdy wiązałem swoją lewą nogę, wszedł do przedsionka mężczyzna w mundurze Zarządu Portów Lotniczych i Lotnisk Komunikacyjnych i stanowczym głosem kazał mi wyjść.
Ja bez munduru, czyli jakiś cywil manipulujący coś przy samolocie więc mundurowy chciał się wykazać.
– Niech Pan się zajmie swoimi sprawami a ja zajmę się swoimi. Odpowiedziałem mundurowemu. Miałem ochotę powiedzieć mu coś o koszeniu trawy na lotnisku ale się powstrzymałem.
– Dziewczyno zwróciłem się do stewardesy – Posadź pasażera na jego miejscu.
– Ja już Panu mówiłam ale on nie słuchał.
– Myślę, że nie trzeba Panu powtarzać – stwierdziłem.
Mundurowy odszedł ja wziąłem się za drzwi.
Serce miałem na czubku głowy. Pomyślałem, trzeba być dobrej myśli. Jak zrobię prawidłowo to nic się nie stanie.
Przekręciłem oburącz klamkę i pociągnąłem drzwi lekko na siebie. W bagażniku zrobiło się jaśniej i wiatr przeleciał po całym pomieszczeniu, w szparę wciskało się powietrze z prędkością ponad 350 km/h. Docisnąłem mocno całością drzwi i przekręciłem klamkę na zamknięcie. Wiatr ucichł. Było cicho w tym dość głośnym samolocie a ja stałem na jednej nodze z przywiązaną drugą.
Odwiązałem nogę i już szybko wróciłem do kabiny złogi.
Jak było – spytał kapitan. Bo lampka mi na chwilę zapaliła i zgasła a na wskaźniku ciśnienie zrobiło się prawidłowe i już hermetyzujemy samolot.
Widzę, że już nabieracie wysokości. Włożyłem słuchawki i słyszałem jak kapitan ustalał dla naszego lotu z kontrolą obszaru poziom lotu.
Teraz mogłem mu opowiedzieć o zamkniętych ale przekoszonych drzwiach tylnego bagażnika i moim pomyśle na dwa sygnalizatory zamknięcia tylnych drzwi bagażowych.
Odpowiedź kapitana była szybka, że już dość mamy w samolocie różnych zegarów i lampek. Dokładanie następnej lampki to zbytek. Odpowiedziałem, że lampka pozostanie ta sama jedna dla tych drzwi a będą dwa włączniki i lampka zgaśnie gdy drzwi docisną oba włączniki. Będzie to świadczyło o zamknięciu drzwi. Teraz drzwi były niedomknięte a lampka zgaszona co świadczyło o zamknięciu drzwi. Gdyby bagażowy po załadunku spojrzał na drzwi z zewnątrz zauważyłby nie doleganie ich z jednej strony.
Teraz na naszym dyżurze wszystkie załogi zgłaszają się w komplecie, więc my dyżurni możemy pójść na obiad do restauracji dworca międzynarodowego. Duża znana restauracja lotniskowa z cenami dla zachodnich turystów.
Jest godzinna przerwa między odlotami i wtedy nikt nas nie będzie szukał. Idziemy całą załogą. Mamy tam oddzielne miejsca od reszty podróżnych i inne niższe ceny. Możemy też płacić naszymi kartkami żywieniowymi. Okna całej restauracji wychodzą na sąsiedni taras widokowy i lotnisko. Za tymi oknami widać startujące i lądujące samoloty. Po tarasie kręci się kilkadziesiąt osób żegnających bliskich odlatujących do innych państw. Ruch na tarasie zacznie się dopiero latem, gdy wycieczki, które chcą obejrzeć lotnisko, okupują go od rana do wieczora. Przyprowadzałem i ja znajomych spoza Warszawy, by popatrzyli na kolosy o wadze kilkudziesięciu ton latające w powietrzu. Przyglądali się samolotom różnych towarzystw lotniczych lądujących w Warszawie. Stojące samoloty dla laika są podobne, jednak każde towarzystwo maluje je inaczej i to chociażby odróżnia je od siebie. Na świecie jest tak wiele podobnych konstrukcji, że niewprawne oko ma kłopoty z odróżnieniem np. trójsilnikowego amerykańskiego Boeinga B-727 i rosyjskiego Tupolewa Tu-154. Oba mają podobnie z tyłu umieszczone trzy silniki. Nie dziwie się im. Z większej odległości mnie też trudno rozróżnić B-707 i DC-8, choć to samoloty dwu różnych konkurujących przedsiębiorstw amerykańskich.
Kończymy obiad.
– Kapitan pyta nas.
– Wiecie co dzieje się z cukrem?
– ? Robimy zdziwioną minę. Od prawie roku kupujemy cukier na kartki.
– Kapitan opowiada: – Zadano pytanie radiu Erewań:
– Dlaczego w Polsce wprowadzono kartki na cukier?
Odpowiedź: – Dlatego, że w Polsce jest cukier.
Śmiejemy się i odpowiedziałem mu innym kawałem:
– Warszawiacy uważają, że nowo otwarta autostrada Warszawa-Katowice to droga szybkiego powrotu Gierka i jego ekipy do punktu wyjścia.
Komentarze polityczne odbywają się w mniejszym gronie.
Czas iść do sali załóg, gdyż mogą nas tam potrzebować. Nasza sala mieści się na końcu korytarza nad wejściem i pomieszczeniami Milicji Lotniskowej. W piwnicy jest też stołówka dla pracowników lotniska ale tam rzadziej chodzimy. Po drodze w kiosku Ruch-u kupujemy prasę i papierosy. Można poczytać w czasie oczekiwania. Przeglądamy też teczki z najnowszymi informacjami dotyczącymi załóg. Część informacji wisi na ścianach na korytarzu w pobliżu sali załóg. Jest to szereg informacji i wewnętrznych przepisów, które są potrzebne na najbliższe dni i nie ma tych informacji w teczkach nawigacyjnych. Wieczorem nie ma co robić. Instrukcje i prasa przeczytana. Zagrałem parę partii w bilard, do szachów nie ma chętnego.
Włączam telewizor, według słów kolegi uszkodzony. Chce zorientować się jakiego typu jest uszkodzenie. Znam się trochę na radiu i telewizji. Byłem szkolony i sam się interesowałem. Po włączeniu po pewnym czasie pojawia się obraz, ale głos milczy. Ten telewizor potrafi pracować od początku do końca programu nieraz parę dni. A gdy ostatnia załoga nie wyłączy to ekran świeci do rana i znów rano dyżurni oglądają program. Obecnie nadają dziennik wieczorny. Dostrajam go, poprawiam siłę głosu i jest dobrze, tak samo na trzecim kanale. Jedynie na pierwszym nie mogę dostroić, zrywa synchronizacja.
Zaczynają przychodzić załogi na loty szkolne. Loty szkolne odbywają się najczęściej w czasie mniejszego ruchu samolotów rejsowych. Część z załóg załatwia sprawy, część ogląda dziennik lub rozmawia w małych grupkach. Dyżur dobiega końca. Ostatni samolot odleciał. Żegnamy się z kolegami, odmeldowujemy w planowaniu i powrót do domu. W domu zjadam kolacje, oglądamy jeszcze Teatr Telewizji który jest w każdy poniedziałek. Czas i na mnie iść spać. Dzieci zasnęły już przed moim powrotem.

                   

        Kto dobrze żyje, śmierci się nie boi.