Ostatnia telewizyjna cobra


Czwartek, 17 marca 1977 r.

 

                                               Ostatnia telewizyjna cobra

 

                         Na tym świecie niebezpieczeństwo grozi zawsze tym,

                         którzy najbardziej się go obawiają.   George Bernard Shaw

W poszczególnych pokojach naszego słupskiego mieszkania dzwonią budziki, prawie jeden po drugim. Cztery pokoje jakie zajmujemy na kwaterę w Słupsku są duże. Jest to typowe mieszkanie na parterze w nowym bloku.

Wyposażone pokoje jak w dobrym współczesnym mieszkaniu, włącznie z  kolorowym telewizorem.

Myjemy się, golimy. Przychodzi lekarka. Krótkie sprawdzenie stanu zdrowia. Mamy jeszcze chwilę czasu na wypicie herbaty i punktualnie o godzinie szóstej wychodzimy do czekającego już mikrobusu, który wiezie nas na lotnisko. Samolot SP-LTH stoi przygotowany. Bierzemy najświeższy komunikat meteorologiczny. Pasażerowie kończą odprawę i lecimy do Warszawy przez Bydgoszcz. Tu lądujemy by zabrać  kilku pasażerów do Warszawy. Po dziewiątej lądujemy na Okęciu i jestem wolny.

Dzwonie jeszcze do Agnieszki, że odbiorę Krzyśka z przedszkola. Mam też zrobić niewielkie zakupy. W domu trzeba też posprzątać, głównie pozbierać klocki u chłopców w pokoju. Biorę się też za porządek we własnych papierkach, książkach i teczkach, gdzie mam poukładane dokumenty i notatki. Nie ruszam szafki ze sprzętem fotograficznym. Za to też muszę się zabrać. Już czas nauczyć Roberta – starszego syna, fotografii, wywoływania i utrwalania zdjęć i filmów. Mnie już to przeszło. Robię mało i rzadko. Wszystko było inaczej gdy miałem własną ciemnie. Już przed 1972 rokiem robiłem sporo w kolorze. Gdy wtedy będąc w Rzymie spytałem w sklepie fotograficznym o ceny kolorowych papierów fotograficznych i chemikalii firmy Kodak i usłyszałem ich wartość w lirach to wyszedłem szybko ze sklepu. U nas były drogie ale tam były cholernie drogie. Teraz przygotowywanie łazienki jako ciemni zajmuje dużo czasu. I tak upadła moja pasja fotografowania.

Do zabawy w fotografię dochodzą też znaczne koszty. Drogie filmy i tylko 36 klatek a chciałoby się pstrykać tyle pięknego świata. Sam wywołuję negatywy. Sam robię pozytywy. Brak ciemni niweczy chęci. Kilka lat temu robiłem zdjęcia kolorowe na enerdowskich materiałach ORWO . Teraz cena pnie się znacznie do góry. Sprzęt leży i czeka na lepsze czasy. Umiejętności pozostają, brak jedynie środków. Niewielkie potrzeby są większe od moich apanaży.

Po powrocie Robert ze szkoły idziemy razem do przedszkola po Krzysia. Znów jak co dzień znoszę im rowery na podwórko. Jest dużo dzieciaków w różnym wieku szalejących na rowerach. Sam zabieram się za czytanie i przygotowanie obiadu.

Czytam w gazecie: „Po 7 godzinach postoju w Warszawie B727”- dalej opis porwanego samolotu. Wczoraj też była relacja z porwania. Jeden z najdłuższych w historii piractwa rejsów. Tym porwaniem żyje Polska ale i Europa.

Po obiedzie zostajemy w domu. Ma przyjść Krystyna siostra Agnieszki. Przyjeżdża windą razem ze swoją córką i Krzyśkiem. Pomimo, że dzieli ich różnica wieku, zawsze jednak Krzysiek i Monika bawią się dobrze ze sobą, dlatego też on zrezygnował z roweru i przyszedł do domu. Po pewnym czasie przyjeżdża Robert. Pomagam mu wstawić rower. Siedzimy we troje przy kawie rozmawiając a dzieci bawią się w swoim pokoju. Później Agnieszka robi kolację, a po dobranocce Krystyna z Moniką odjeżdżają.

Po kolacji  kąpiel dzieci i sami możemy obejrzeć w TVP ostatni odcinek seryjnego teatru sensacji  „Kobra”.

Kto ma dziatki, ma wydatki.