Środa, 23 marca 1977 r.
Nocowanie poza domem
Z bliska zazwyczaj lęk jest mniejszy – Seneka
Foto. Znaczek pilota za wylatanie miliona km.
Z rana jestem w domu. Biorę się za swe papiery. Robię w tym porządek. Natrafiam na wycinek z Życia Warszawy 31.12.1974 r. W dziale Czytelnicy redakcja 250-205 jest list pt.
„Ułan” z Pola Mokotowskiego:
-„ W r. 1920 byłem elewem szkoły mechaników lotniczych. Dowódcą tej szkoły był ówczesny kapitan, a obecnie już nie żyjący pułkownik Witkowski, wykładowcą mechaniki por. Stochnioł. Szefem szkoły był st. sierżant Danhofer – podoficer typu pruskiego. Kolegą moim był Staś Nawrot uczeń muzyki (przydomek Paganini). Mój przydomek „Ułan” z tytułu noszenia munduru ułańskiego. Wspomniane warsztaty Szkoły Lotników na Polu Mokotowskim były w stanie polowym, wymagały one remontu i modernizacji w związku tymi wymaganiami uczniowie szkoły, poza godzinami lekcyjnymi wiele czasu poświęcali na
remonty urządzeń i hangarów. W tym turnusie gdy ja byłem elewem, była bardzo modna piosenka „Zdech Bessemer Zdech”.
A w niedzielę odwiedzaliśmy ciocię „Imkę” bo tam częstowano szklanką kakao z bułeczką i papierosami, była tu świetlica żołnierska w Pałacu Staszica.
Jako były „podlotnik” ucieszyłem się, że po 54 latach doczekam się, iż miejsce mojej młodości będzie upamiętnione jako obiekt-świadectwo historii. I że wśród obiektów pomnikowych znajdzie się pomieszczenie dla klubu seniorów, gdyż sam nim jestem. Pragnę doczekać się otwarcia rzeczonego klubu i zobaczenia się z ludźmi mojej generacji.
- B.”
Autor tego listu popełnił chyba błąd bo chodzi zapewne o Pałac Szustra na Mokotowie a nie Pałac Staszica w Śródmieściu.
Dokładam ten wycinek do mojego artykułu z Barbakanu Warszawskiego z 1974 roku gdzie opisuje początki lotnictwa na Polu Mokotowskim.
Znajduje też wycinek z Expressu Wieczornego 06.05.1973. Na Polu Mokotowskim przed ćwierć wiekiem pracowała również młodzież warszawska. Czyli tyczy roku 1948 sam jeszcze w tych latach nie wypuszczałem się w te rejony. Czytam sobie dla przypomnienia:
„25 lat upływa od chwili, kiedy warszawska młodzież po raz pierwszy pracowała społecznie na Polu Mokotowskim. Przypomniał nam to mg inż. Jan Dawhyluk. Właśnie przed ćwierć wiekiem z inicjatywy Ministerstwa Leśnictwa i Ligi Ochrony Przyrody zrodziła się idea obsadzenia pustego Pola Mokotowskiego drzewami i krzewami. Wykonywała to społecznie młodzież stołecznych szkół licealnych.
Fachowy nadzór sprawowali studenci wydziału leśnictwa Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Wielu z nich to obecnie znani naukowcy, zatrudnieni w placówkach badawczych. M. In. brali udział w zadrzewianiu Pola Mokotowskiego dr Tytus Karlikowski, dr Jerzy Burzyński, mgr inż. Jerzy Czech i wielu, wielu innych.
Z perspektywy ćwierćwiecza można dopiero docenić ten społeczny czyn warszawskiej młodzieży, dzięki której powstał i wrósł w obraz Pola Mokotowskiego piękny żywopłot wzdłuż al. Niepodległości i powstały liczne zagajniki.
Obecne roboty przy budowie ośrodka wypoczynkowego dają od razu znakomite efekty, bo poprzednie pokolenie warszawiaków tak pięknie zazieleniło pustkowia Pola Mokotowskiego. (i)”
Opisywany teren nie był pustkowiem bo z opowiadań mojej mamy mieszkającej na nieodległej od Pola Mokotowskiego ul. Puławskiej pod numerem 17 czyli naprzeciw ul. Rakowieckiej to cały teren pola w czasie okupacji był miejscem zbierania opału z opuszczonych budynków i hangarów a na wolnych terenach powstawały działki rolnicze na których mieszkańcy pobliskich terenów uprawiali to wszystko co nadawało się do jedzenia. Nawet na powojennych zdjęciach lotniczych tego terenu widać siatkę ścieżek oddzielających poszczególne działki. Tereny bezpośrednio przylegające do ul. Wawelskiej aż pod stadion Skry były już od wiosny 1945 roku zabudowywane Domkami Fińskimi. Tam też naprzeciw szkoły Słowackiego powstał Ogród jordanowski wybudowany z tych samych elementów co sąsiednie Domku Fińskie. Za domkami równolegle do Wawelskiej powstał duży teren z wielką bazą traktorową do odzysku cegieł z ruin Warszawy. Pracowali tam więźniowie niemieccy czy później żołnierze polscy ze specjalnych batalionów „kułaków” których później zastąpili junacy z OHP.
Po drugiej stronie al. Niepodległości na wysokości obecnej stacji benzynowej rozciągał się wielki teren składów budowlanych dochodzących do ul. Polnej. Do składów doprowadzono tory linii kolejowej od obecnej ul. Chodkiewicza. Pojedyńczy tor kolejowy przecinał czterojezdniową szeroką al. Niepodległości na wysokości stacji paliwowej.
Na starych zdjęciach lotniczych widać szeroką ciągnącą się od Polnej do al. Niepodległości wykonaną z kostki nową ul. Józefa Piłsudskiego która posłużyła jako główna droga magazynowa. Wraz z zamknięciem magazynów rozebrano i tamtą ulicę gdyż zmieniono plany rozwoju Warszawy a nazwisko Józefa Piłsudskiego starano wymazać z pamięci rodaków.
Porządkując też fotografie wpada mi w ręce fotka z 1973 roku. Było to tak:
Żona wraz z synami pojechała na wakacje w góry. Ja nie dostałem urlopu i pracowałem. Jednego dnia po pracy odebrałem telegram „Przyjeżdżaj natychmiast. Weź 800 zł.” Telegram był najszybszym środkiem przekazu. Wtedy jeszcze nie posiadałem telefonu w domu. Pobrałem z PKO 1000 zł. Następnego dnia szybko wziąłem dwa dni urlopu okolicznościowego jako potrzebę urlopu pokazując telegram i samolotem rejsowym poleciałem do Wrocławia. Dalej autobusem LOT-u do dworca PKS i autobusem PKS do Dusznik i do Zieleńca.
Tam okazało się mój syn, sześciolatek znalazł sobie kolegów równolatków i razem z miejscowymi bawili się. Raz poszli do oddalonej stodoły i tam z niewidocznej dla obserwatorów strony rozpoczęli zrzucanie dachówek. Spadając robiły dużo szumu co bawiło chłopców. Jednak ktoś się zainteresował i przerwał im zabawę. Właściciel ocenił szkody które rodzice musieli pokryć. Część dachówek odzyskano. Należało dachówki dokupić i położyć powtórnie na dachu. Policzono szkody i wypadło na mnie bo musiałem zapłacić za dachówki i za ułożenie. Tamci miejscowi rodzice płacili tylko za dachówki. Układali sami.
Zakończyli mi opowiadanie słowami:
– Tylko już nic Robertowi nie mów on i tak już bardzo dużo tu się nasłuchał bo zrobiono z niego prowodyra – powiedziała żona. Rozłożyłem tylko w wachlarz te pieniądze i pokazałem mu:
– Żebyś wiedział ile niektóre zabawy kosztują.
Poszedłem właścicielowi stodoły zwrócić poniesione straty.
Następnego dnia znów podróż autobusami, samolotem i powrót do Warszawy. Byłem w pracy.
Dziś czas zbierać i składać swoje papierki bo zaraz wraca rodzinka, zjemy obiad i jadę na Okęcie. Przychodzę tam na godzinę osiemnastą. Dziś lecimy z innym kapitanem do Gdańska. Pogoda na północy nie najlepsza ale warunki nam odpowiadają. Samolot SP-LTO mamy już przygotowany. Lecimy. W Gdańsku pozostajemy na nocowaniu. Jedziemy nyską na kwaterę do Wrzeszcza. Tu też kwatera jest w nowym bloku na parterze. Już późno. Przygotowujemy kolację i oglądamy końcówkę meczu piłki nożnej Polska A-Polska B. Idę do siebie do pokoju. Wyjmuję książki z serii miniatur lotniczych. Jest to ostatnia, jaka wyszła z tej serii. Temat bardzo mnie interesuje – historia lotnictwa, jak też początki latania w Polsce i Warszawie.
Kiedy otworzą ten Hotel Marriott a w nim lokal – restaurację, czy kawiarnię jako klub dla seniorów lotnictwa?
W końcu gaszę radio i światło i prawie zasypiam.
Papier jest cierpliwy.