Nocny lot


Piątek, 18 marca 1977 r.

Nocny lot

Dzielnych los wspomaga – Terencjusz


Całe przedpołudnie mam wolne. Idę na zakupy. Może kupie sobie coś z ubrania. Nie planuje szczegółowo, bo tak u nas kupować nie można. W efekcie kupuje tylko koszule, a wchodziłem do paru sklepów. Zachodzę też do teściów, gdzie przypadkowo zjadam obiad. Idę jeszcze kupić Monitor Rządowy dotyczący personelu latającego i już czas iść odebrać Krzyśka z przedszkola. Bardzo lubi gdy po niego przychodzę. Wracając z przedszkola rozmawiamy dużo i na poważne tematy. Jak dużo rozumieją już pięciolatki. Radio, telewizja jest dla małych dzieci obecnie szkołą życia. Uczy tego czego nie dowie się w przedszkolu czy w domu. Wraca Agnieszka. Zjadamy obiad i ja szykuje się do pracy. Ona z dziećmi ma jechać na Mokotów. To jej dzielnica znana od dzieciństwa, może tam coś uda się jej kupić z ubrań dla chłopców. Razem wychodzimy z domu i rozstajemy się na przystanku. Żegnam się z nimi i wsiadam w autobus wiozący mnie do pracy.
Dziś lecę na nocowanie do Katowic. Przed samym odlotem wstępuję do baru Wars-u coś zjeść. W Katowicach nie będzie czasu na jedzenie.
Załoga ta sama, razem wykonujemy większość lotów od początku miesiąca. Mamy dziś samolot SP-LTT. Startujemy o godzinie dziewiętnastej dziesięć. Jest już ciemno. Włączamy podświetlenia kabiny załogi. Robi się półmrok. Cała kabina podświetlona jest na czerwono. Wszystkie wskaźniki, napisy, wszystko świeci na czerwono. Setki małych czerwonych żarówek podświetlają przyrządy i tablice. Ten czerwony kolor aż wisi w powietrzu naszej kabiny załogi. Nawet indywidualne lampki pilotów ze szkłem powiększającym które świecą różnym natężeniem światła mogą świecić i na biało i na czerwono. Po zapuszczeniu silników przechodzę do przedniego bagażnika i tam na tablicy pod sufitem włączam białe światło jarzeniowe w kabinie pasażerskiej. Te dwie kabiny w nocy stają się kontrastem.
Kołujemy na pas. Całe lotnisko Okęcie rozświetlone jest też różnymi kolorami: światła żółte, niebieskie i czerwone. W świetle własnych reflektorów kołujemy na pas. Prosimy o przyciemnienie świateł pasa, są dla nas zbyt ostre. Wieża przyciemnia światła. Teraz oświetlenie jest prawidłowe i można startować. Poszły konie po betonie. Znów jesteśmy w powietrzu. Pod nami zostaje oświetlona Warszawa. Skręcamy na południe. Po drodze zostają oświetlone wsie i miasteczka. Dopiero w nocy widać jak na ziemi jest dużo świateł, jak małe są przestrzenie gdzie nie świeci się żadne światełko. Widać mniejsze i większe skupiska punktów świetlnych, proste rzędy światełek oświetlających drogi. Na niebie świecą gwiazdy, jednak ziemia ma tych światełek znacznie więcej . My wisimy jakby pośrodku tych górnych i dolnych świateł w swojej czerwieni. Gdy chcę wypełnić dziennik techniczny, muszę zapalić lampę z białym światłem. Skierowuje snop światła na dziennik i zapisuje parametry silników, numer rejsu, trasę, czas startu, czasy jakie nalatał samolot od ostatniego przeglądu. Wpisuje też zdanie samolotu. W Katowicach przejmie go obsługa naziemna. Zbliżamy się do lotniska Katowice-Pyrzowice, zaczynamy schodzić w dół. Siadam na swym rozkładanym fotelu między pilotami i przygotowuje samolot do lądowania. Idziemy do lądowania z prostej. Lotnisko widać z daleka. Upraszcza to lądowanie. Nie ma potrzeby wykonywania specjalnej procedury, wtedy gdy jest mała widoczność.
Lądowanie z wykorzystaniem ILS możemy wykonywać tylko w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Rzeszowie. Na pozostałych lotniskach krajowych mamy tylko radiostację NDB .

W Pyrzowicach do których zmierzamy, możemy lądować tylko na dwie NDB. Na swoich radiokompasach ARK-11 drugi pilot przed lotem ustawił częstotliwości radiostacji bliższej i dalszej. To czy odbieramy te radiostacje wiemy z wskaźnika który wskazuje przed nami dwie radiolatarnie a w słuchawkach słyszymy sygnał wywoławczy podawany alfabetem Morsea.
Każda z radiostacji ma swój literowy kod.
Za radiostacjami jest pas na którym musimy przyziemić. Przelatując nad bliższą i dalszą radiolatarnią zapalają się też kolorowe lampki markerów co upewnia nas, że podchodzimy właściwą ścieżką schodzenia około dwa i pół stopnia. Nad każdym markerem musimy przelecieć na odpowiedniej wysokości i to upewnia nas o przelocie samolotu na właściwej ścieżce.
Gdy w oddali słyszymy kod radiolatarni w tym czasie jako główny sygnał w słuchawkach mamy rozmowy ze zbliżaniem czy wieżą.
Po lądowaniu i zdaniu samolotu wsiadamy w autobus. Razem z pasażerami jedziemy do hotelu. Czas się dłuży. Autobusem jedziemy do miasta tyle czasu ile potrzebujemy na przelot z Warszawy do Katowic. Może w przyszłości zbudują lotnisko bliżej miasta. W hotelu rozchodzimy się do swoich pokoi. Trzeba spać.
Rankiem autobus czekał będzie na nas o szóstej. Zamawiam telefonicznie budzenie w recepcji, biorę kąpiel i kładę się spać. Po kąpieli czuje się głodny. Piję więc pół butelki wody mineralnej, którą mam w pokoju. To cały mój wieczorny posiłek. Czekoladę i paczkę sucharów wojskowych które leżą w mej służbowej teczce od dawna – zostawiam na inną okazję. Gdy bardziej głód dokuczy. Jest to rezerwa na najczarniejszą godzinę.

Myśli rodzą się nocą.