Katowice – Pyrzowice


Poniedziałek, 7 marca 1977 r.

Katowice – Pyrzowice

„Nigdy nie zapominajcie! Im wyżej wzlatujemy tym mniejsi wydajemy się tym co nie umieją latać”
Fryderyk Nietzsche

Obudził mnie telefon z hotelowej recepcji o piątej dwadzieścia. Trzeba się ogolić, umyć, pozbierać wszystko a potem dziesięć minut spaceru do autobusu pod biuro miejskie. Za oknem widzę ładną pogodę.
Z hotelu Katowice idziemy w kierunku „Spodka”. Tam wchodzimy pod do okólne przejście podziemne, wychodzimy na górę i nieopodal na ul. Armii Czerwonej 36 jest biuro katowickiego LOT-u. Razem z pasażerami jedziemy autobusem na lotnisko Pyrzowice. O siódmej dziesięć mamy odlecieć rejsem LO-730 do Warszawy. Szybko w lotniskowym barze zjadamy po kanapce i do pracy. Poprawiła się już pogoda w Katowicach, przebłyskuje słońce a w Warszawie czyste, słoneczne niebo (to wiemy z komunikatu meteorologicznego). Za kilkanaście minut widzimy to na własne oczy. Słońce wdziera się do kabiny. Zasłaniamy zasłonki. Przy tak jasnym oświetleniu wskazania przyrządów są mało czytelne. W Warszawie kilkuminutowy postój i znów lot Warszawa-Katowice i z powrotem.
Na katowickim lotnisku w Pyrzowicach jest ciekawe zjawisko. Kobiety pilnujące lotniska – bo mężczyźni wszyscy pracują pod ziemią jako górnicy czy hutnicy – zawsze rozmawiają o wypadkach w kopalniach. To ktoś zginął, tam tąpnęło, w innej kopalni są ranni, innym razem przywaliło kilku górników.
Prasa o wypadkach nic nie pisze. Jest pewnie zakaz, by nie naruszać ducha w narodzie.
Przechodząc koło wartowniczek słyszymy przykładowo wypowiadane między sobą w rozmowie zdania. „Wczoraj to zabiło jednego w kopalni iks. Miał czterdzieści lat. Co teraz będą dzieci…”
Odchodzę i dalej nie słyszę już rozmowy. Gdy mówię o tym wypadku załodze, że zabiło górnika w kopalni iks oni już to wiedzą, bo też słyszeli od tych strażniczek.
Ilekroć przylatuje do Katowic i mijam je, rozmawiające wartowniczki, to słyszę takie informacje o wypadku w kopalni. Wniosek: te strażniczki są miejscową informacją i tym sposobem ma prawo przez nas cała Polska dowiedzieć się o wypadkach. Jednak tą historię poznałem inaczej.
Żaden górnik w Polsce nie przeżył tyle pod ziemią co Alojzy Piątek. Ocalał z katastrofy w kopalni i stał się w PRL bohaterem.
We wtorek 23 marca 1971 roku w kopalni “Rokitnica” w Zabrzu doszło do tąpnięcia. Zawaliło się kilkadziesiąt metrów chodnika. Pod ziemią zostało kilkunastu górników. Ilu przeżyło? Szybko po rozpoczęciu akcji ratowniczej udaje się wyciągnąć ośmiu ocalałych. Mają niewielkie obrażenia. Byli na samym początku chodnika. Twierdzą, że zostało dalej w chodniku jeszcze 11 osób.
Sztygar, który był świadkiem zawału potrafi w przybliżeniu wskazać, gdzie pracowali jego ludzie w momencie katastrofy. Jednym z górników jest Alojzy Piątek. Po zawale ocknął się przyciśnięty styliskiem łopaty. By się ruszyć, musiał je przepiłować. Nie miał pod ręką narzędzi, użył blaszki z górniczego hełmu. Udało mu się odzyskać minimalną swobodę ruchów. Wcisnął się do niszy, szczeliny o rozmiarach metr na 70 centymetrów.
Piątek nie miał wątpliwości, że do miejsca jego uwięzienia ratownicy w końcu dotrą. Taka jest górnicza tradycja. Cały czas tłoczone było między skały świeże powietrze. Ratownicy przebijają się do zasypanych miejsc z obu stron chodnika, oraz od góry i od dołu. Po 48 godzinach ratownicy docierają do pierwszego ciała. W piątej dobie zostają wydobyte ciała kolejnych siedmiu górników. Mało kto w kraju wierzy, że uda się kogoś jeszcze ocalić. Odnaleziono ciało jeszcze jednego górnika i żywego Alojzego Piątka oraz tej samej doby dwa ciała ostatnich poszukiwanych górników.
Górnik z “Rokitnicy” przebywał pod ziemią blisko tydzień – w sumie 158 godzin! Choć myślał, że trwało to krótko i jest „z wczorajszej zmiany”. Chciał zdążyć na mecz Górnika. Nie wiedział, że on już się odbył. Trafił do szpitala odwodniony i osłabiony. Nigdy więcej nie zjechał w dół kopalni. Piątek stał się znany. Nakręcono o nim film. Jego historia ukazała się w formie komiksu. My lotnicy poznaliśmy jego historię szerzej w ośrodku wypoczynkowym dla górników w Podczelu koło Kołobrzegu będąc tam na obozie kondycyjnym. Piątek w tym ośrodku wypoczynkowym przebywał kilka miesięcy.
Podczele to ciekawe miejsce. Gdy jechałem tam pierwszy raz chciałem dowiedzieć się czegoś o tej miejscowości. Na żadnej mapie, w żadnym spisie nie było tej miejscowości. Gdy spytałem jednego ze starszych kolegów odpowiedział – zajedziesz, sam zobaczysz, zapoznasz.
W pobliżu było lotnisko radzieckie. Niekiedy było słychać jak latali, ale tak szybko wzdłuż brzegu, że nie widziałem samolotu. Po częściach lotniczych trafiających się na plaży a wyrzucanych z morza przez wodę wyglądały części na MiG-21 i inny nieznany mi typ. Dojeżdżaliśmy niekiedy rowerami po plaży, aż do siatki wchodzącej w morze. Na słupach napisy po Polsku i Rosyjsku o zakazie wchodzenia. Podobno w krzakach stał wartownik, ale nigdy go nie widziałem. Za płotem miało być rosyjskie lotnisko Bagicz. Gdzieś w głębi koszary i cała wojskowa infrastruktura. Blisko przystanku autobusowego jadącego do Kołobrzegu, w płocie lotniska nieco przymaskowana krzakami była dziura którą zapewne Rosjanie udawali się do miasta. Ja jednak żadnych Rosjan nie widziałem.
Już lecimy z Katowic do Warszawy. Dawno nie oglądaliśmy z tej wysokości ziemi. Po deszczach mamy czyste powietrze, to powoduje, że można oglądać teren, rozpoznawać miejscowości, czytać jak z mapy. Nowe Miasto nad Pilicą z prawej Białobrzegi, droga na Grójec, a tu stale schodząc w dół mamy już tylko tysiąc metrów wysokości. Wciąż schodzimy niżej. Lotnisko Okęcie widzimy z daleka. Mamy zezwolenie na lądowanie. Przyziemienie. Śmigła z oporu i szybkie skołowanie na płytę. Wypuszczenie pasażerów, powyłączać wszystko w samolocie, rozpisać raporty i wolni do domu.
W kiosku Ruch w pobliżu domu kupuje Życie Warszawy i papierosy. Przejrzę gazetę do czasu powrotu rodziny.
Na pierwszej stronie Życia Warszawy wielki tytuł: „Tragiczne trzęsienie ziemi w Rumunii”.
Trzęsienie miało miejsce w piątek około godz. 20.30 naszego czasu a ja dopiero dziś dowiaduje się o tym.. Epicentrum znajdowało się około 100 km pod powierzchnią ziemi w rejonie Alp Transylwańskich. Wstrząsy o sile bliskiej 8 stopni Richtera spowodowały poważne zniszczenia. W Bukareszcie setki domów legło w gruzach. Miasto wygląda jak po bombardowaniu. Dotychczas wydobyto z gruzów blisko 600 osób. Jest ponad 2,5 tysiąca rannych. Wciąż trwa akcja ratunkowa. Silna wstrząsy nawiedziły prawie całą Rumunie. Wstrząsy i zniszczenia oraz zabici są na terenie Bułgarii. Tamten rejon nawiedzany jest trzęsieniami ziemi co 50 – 100 lat.
Wstrząsy trwały najwyżej minutę. Wcześniej zgasło światło, zerwał się silny wiatr „a z głębi ziemi dobywał się niemilknący grzmot”. Korespondent podaje to, co zobaczyli następnego dnia: „oczom ich ukazał się obraz strasznych zniszczeń”.
Brak dla niektórych dachu nad głową, prądu, wody, gazu. Jak te ponadziemskie siły działają, z jaką mocą. Miasto teraz będzie odbudowywało się przez wiele miesięcy a nawet lat.
Nasi przywódcy Edward Gierek, Henryk Jabłoński i Piotr Jaroszewicz wysłali do Nicolae Ceausescu depeszę kondolencyjną.
Obok tego artykułu tytuł – „Udany wypoczynek w dwa dni wolne od pracy”. Ja i nasza załoga nie odczuła tych wyjątkowo dwóch dni wolnych od pracy.
I drugi krótki artykuł „Po wichurach i ulewach dalsze ocieplenie.” Wyjątkowo silne wiatry i fala ulewnych deszczów. Podają wartości w różnych częściach kraju. Wichury porywcze i silne deszcze to też nasi wrogowie. Niekiedy wycieraczki nie dają rady czyścić szyb, tyle wody leje się z nieba. W tych warunkach gorzej się lata. Bądźmy dobrej myśli zbliża się wiosna i zaraz lato.
Patrzę jeszcze na sport. A tu „Piłkarze Legii nie sprostali..” przegrali z Wisłą Kraków 0:1. Aktualnie są na 8 miejscu tabeli. Jak ja chodziłem do szkoły to pół klasy było za Legią a pół za Gwardią. I tak jak piłkarze tych drużyn się nienawidzili tak i kibice się kłócili. Ja to miałem w d…
Po prasówce zrobiłem trochę poczynań do obiadu i oczekiwałem na powrót rodziny.


Dalekie rzeczy upatrujemy, bliskich nie widzimy.