Dziesięciolecie


27.03.1967 r. Kościół św. Katarzyny Ślub kościelny. Z lewej świadkowa z prawej moja Babcia. Obok nasza  najnowsza Warszawa która nas wiozła do ślubu.
Roman Ślub kościelny. Parafia św. Katarzyna 27.03.1967 r. My Świadkowa i moja Babcia.

Niedziela, 27 marca 1977 r.


                                    Dziesięciolecie

                 Lepiej jest w siebie wątpić, niż zbytnio w siebie wierzyć. – Mikołaj Gogol

Dziś mam wolną niedzielę. Ustalałem to z planowaniem od kilku miesięcy. Nie idę do pracy. Nigdzie nie lecę i nawet telefonicznie nie wezwą mnie do pracy. W planowaniu jest zaznaczone, że wyjechałem i nie ma ze mną żadnej łączności. Tym sposobem jestem pewien oderwania się od pracy.
Od rana panuje w domu ruch. Kończymy ostatnie przygotowania. Idziemy szybko na mszę do kościoła na ul. Opaczewską. Tymczasową kaplicę wybudował w 1950 r. ks. Stanisław Dymek. Parafia erygowana 11 marca 1950 r. przez abp. Stefana Wyszyńskiego z części parafii św. Jakuba na Ochocie i św. Franciszka z Asyżu na Okęciu. Dekret erekcyjny wszedł w życie 12 marca 1950 r. Parafia początkowo nosiła tytuł św. Wincentego a Paulo. Kościół pw. Najświętszej Maryi Panny Królowej Świata, zbudowany w latach 1977-1981.
Po powrocie Agnieszka szykuje obiad. Ja myję szklanki, talerzyki, kieliszki i mimo, że wstawione czyste, po pewnym czasie śniedzieją i dopiero mycie i wycieranie nadaje im właściwy wygląd. Dzieci oglądają telewizję i później bawią się, ale tak aby pozostawiać ładnie poukładane zabawki. Po obiedzie znów zmywanie i szykowanie do przyjęcia. Dużo jest z tym wszystkim pracy, a chcemy, aby ta dziesiąta rocznica naszego ślubu, choć ma odbyć się w gronie najbliższej rodziny, wypadła jak najlepiej. Umówiliśmy wszystkich na szesnastą i do tej pory musza być zakończone przygotowania. Kończymy to przed czasem. Dzieci zamiast leżeć po obiedzie, co mają przykazane, bawią się cicho w swoim pokoiku. Po szesnastej dzwonek do drzwi. Przyszedł mój brat Zygmunt z żoną Zosią. Przyjmujemy gratulacje, życzenia, prezenty. Ledwie zdążyłem ich płaszcze powiesić do szafy i wstawić pięć ślicznych goździków w nowy chiński wazon (prezent od teściowej, który parę dni temu przywiozła Agnieszka), gdy mamy następnych gości. Jest mama z moim najmłodszym bratem Mirkiem. Ojciec pojechał na działkę i też powinien zaraz przyjechać. Odpakowuje prezent, wielką ręcznie malowaną amforę z Włocławka – prezent rodziców. Szukamy miejsca gdzie ją ustawić, najlepiej i najbezpieczniej. Będzie stała na murku nad kaloryferem koło okna balkonowego. To takie miejsce gdzie najszybciej pada wzrok po wejściu do mieszkania.
Przybywają goście i przybywa kwiatów w wazonie na telewizorze. Po chwili zjawiają się Krystyna siostra Agnieszki z mężem Tadeuszem i córką Moniką. Zaraz po nich nasza świadkowa Krystyna z mężem Januszem. Nim kończę wieszać ich płaszcze, przychodzi już trochę zmoknięty ojciec. Choć wyjechał wcześniej, jednak jest trochę spóźniony. Wszyscy się znają. Przez te lata zdążyli się zapoznać przy różnych okazjach. Dochodzimy do wniosku, ze zgodnie z tym co obiecywał brat Agnieszki–Andrzej, nie przybędzie wraz z żoną i synkiem. Teściowa obiecywała, że przyjdzie pewnie później. Ma razem ze swym drugim mężem wyjechać gdzieś pod Warszawę. Nie spodziewamy się więcej nikogo, chyba ze wpadłby ktoś nieproszony. Jednak postanawiamy już nie czekać.
Ze względu na małą ilość miejsca w domu, dużą liczbę osób, dzisiejsze przyjęcie odbędzie się trochę inaczej niż normalnie. Zastawiony szwedzki stół stoi w rogu pokoju. Na nim na salaterkach są wędliny, sałatki, śledzie i inne zakąski. Obok talerzyki, sztućce. Nie zasiadamy do stołu. Każdy siada gdzie może, na krzesłach, fotelach, wersalkach. Na początek nalewam radziecki koniak „Ararat” przywieziony z ostatniego zagranicznego wyjazdu. Sam chodzę z tacą, roznosząc kieliszki. Później będą już tylko polskie wódki, czysta i kolorowe. Wyjęte butelki z lodówki, schłodzone szronieją. Kilka następnych butelek stoi w lodówce i chłodzi się, by były zimne. Latając po Polsce zwiozłem też kilka rodzajów piwa z Katowic, Poznania, Gdańska, Wrocławia i Bydgoszczy. Dla Zygmunta, Janusza i Mirka jest to frajda. Smakują różnych gatunków piwa. Po paru kieliszkach towarzystwo się rozkręca. Śpiewają nam sto lat. Dzieci wybiegają ze swego pokoiku i przyglądają się ciekawie. Pamiętają też o swojej dobranocce i przez te kilkanaście minut mogą z nami posiedzieć i oglądać. Agnieszka zaczyna też szykować kawę i herbatę oraz kupione ciasta. Wyjmuje szampana i kieliszki. Niektórzy dziękują, za to pięcioletni syn Krzysiek prosi bym dał mu spróbować. Postawiłem też trzy malutkie kieliszki dla dzieci i wlewam szampana do połowy. Robert z Krzyśkiem piją małymi łyczkami. Monika ogląda się na matkę. Ta widząc ilości szampana zgadza się i ona zaczyna smakować. Moi chłopcy wypijają, jako, że szampan przypomina im smak winka, które piją na apetyt. Sam jestem przeciwny dawaniu dzieciom alkoholu, ale te dwadzieścia gram szampana – na to mogę się zgodzić.
Parę lat temu, gdy Robert się upierał i chciał napić się wódki przy jakiejś rodzinnej okazji specjalnie do kieliszka dodałem jeszcze spirytusu, wiedząc, że takiej mieszaniny 60% alkoholu nie wypije. Podałem mu, prosząc by pił pomału, tak jak gorącą herbatę. Wziął kieliszek, przechylił i gdy alkohol dotknął warg i języka odstawił szybko kieliszek i wypluwał to szybko. Wcześniejsze tłumaczenia i niedobry smak wódki poskutkowały. Teraz nawet patrzeć na nią nie chce, mając przykre wspomnienia. Krzysiek naśladując go, też o wódce nic nie mówi.
W międzyczasie ojciec z Januszem wdali się w dyskusję polityczne. Zacietrzewili się mocno reprezentując dwa różne pokolenia. Jednak w wielu punktach zgadzali się. Sięgnąłem cicho po radiomagnetofon kasetowy, który mimo iż produkowany w zakładach radiowych Kasprzaka na ulicy Wolskiej kupiłem w Koszalinie bo w Warszawie ich nie było. Magnetofon ustawiłem z tyłu za kwiatami. Moje poczynania nie uszły uwagi towarzystwa. Część wypowiedzi nagrało się.
Po ósmej Krystyna zaczęła ubierać Monikę i razem z Tadeuszem pożegnali się. Pomału wszyscy biesiadnicy zaczęli się rozchodzić. Tego typu przyjęcie bez zasiadania za stołem nie podobało się większości. To takie nie polskie.
Chłopcy zostali położeni do łóżka. Gdy już zostaliśmy sami, obejrzałem dokładnie prezenty. Szczególnie zainteresował mnie ten Włocławek. Pod spodem ostemplowany jest znakiem firmowym fabryki we Włocławku i napis FAJANS Made In Poland niżej cyfry 9550 i poniżej 9754. Mało widoczne wytłoczenie 692/ i naklejonym ładnym małym znaczkiem z niebieskim wzorem i czarnym napisem Gat. I Cena 1.000.
Czas na porządki. Wzięliśmy się razem z Agnieszką za zmywanie, wycieranie i chowanie zastawy. Część pracy pozostawiając na jutro.


            Przysłowie to stare: we wszystkim mieć miarę.