Bydgoszcz


Port Okęcie.Sobota, 26 marca 1977r.

Bydgoszcz

Gdyby trzeba było studiować wszystkie przepisy prawne, brakowałoby czasu na ich przekraczanie J.W. von Goethe

O umówionym czasie z rana przyjeżdża po nas mikrobus nysa i jedziemy na nieodległe lotnisko Bydgoszcz Szwederowo. Koordynacja zarządziła – rano mamy lecieć do Słupska. Część pasażerów poleci do Warszawy, część do Słupska.
Zamawiam paliwo. Przyjeżdża żołnierz wojskową cysterną. Chce podłączać przewód do tankowania do samolotu. Żądam od niego atestatu na paliwo. Muszę wiedzieć co będą mi tankowali. Miejscowy kierownik tłumaczy mi, że on zawsze tu tankuje gdy lotowska cysterna ma awarię. Rozumiem, jednak chcę wiedzieć co będzie tankował. Może to są zlewki z innych samolotów.
Żołnierz jedzie po atestat. Gdy wraca oglądam atest na paliwo lotnicze Jet 1. Bez płynu przeciw zamarzaniu paliwa. Pytam kiedy ostatni raz tankował samolot. Okazuje się, że trzy dni temu. Cysterna stała wytrąciła się woda i na początek poleci woda do zbiornika w tym samolocie którym mam lecieć. Każę zlać mu trochę paliwa do słoika bym mógł sprawdzić je na zawartość wody. Żołnierz zaczyna szukać słoika, a czas płynie. W końcu znajduje. Zlewa mi prawie litr nafty. Czekam, aż się ustoi i sprawdzam pod światło obecność wody w paliwie. Niedużo ale była woda. Tyle to przyjęłyby odstojniki instalacji samolotowej, jednak niech się młody żołnierz uczy porządku.
Bierzemy paliwa ponad normę, ażeby starczyło na powrót do Warszawy. Przelot Bydgoszcz – Słupsk byłby krótki, gdyby nie polecenie kontroli obszaru na uzyskanie wysokości ponad pięciu tysięcy metrów. Nabieranie wysokości, lot poziomy i schodzenie z wysokości trwa dość długo. Słupsk pokryty jest warstwą chmur. Lądujemy bez kłopotów. Krótki postój. Zabieramy pasażerów i lecimy bezpośrednio do Warszawy. W połowie lotu mamy polecenie połączenia z koordynacją. Jedna z pasażerek z dzieckiem miała lecieć do Bydgoszczy. Stewardessa otrzymuje polecenie odszukania bagażu pasażerki. Gdy wylądujemy w Warszawie, będzie czekał na nią samochód, który po płycie lotniska podwiezie ją do samolotu lecącego do Bydgoszczy. Choć nieco dłużej niż planowała, jednak będzie wcześniej w Bydgoszczy aniżeli koleją lub autobusem. Po paru minutach lotu otrzymujemy polecenie przejścia na częstotliwość zbliżania. Zbliżanie poleca schodzić w dół. Mijamy Warszawę, z lewej strony widać lotnisko. Na płytach przed obu dworcami stoi dużo samolotów. Okrążamy Warszawę i znajdujemy się przed Piasecznem. Jesteśmy na prostej do pasa lądowania. Schodzimy po dwustopniowej ścieżce i znajdujemy się nad progiem pasa. Przyziemienie i samolot toczy się po pasie. Skręcamy w drogę kołowania i kołujemy do portu. Kontroler ustawia nasz samolot daleko od portu. Bliższe stanowiska są wszystkie zajęte. Wyłączamy urządzenia i silniki. Na pasażerów czeka już autobus i mikrobus na pasażerkę z dzieckiem. Załoga idzie pieszo do portu. Planowanie załóg zwalnia nas. Nie ma dla nas już dziś pracy. Można iść do domu. Jest południe.
Spieszę się, mam w domu wiele pracy. Dzwonię jeszcze do Agnieszki. Zgłaszam powrót, dowiaduje się czy coś w tym czasie się zmieniło. Kilkakrotnie próbowała, powiadomić Jurka o niedzielnym spotkaniu, jednak nie może dodzwonić się do naszego świadka ze ślubu. Jest w delegacji. Nie mamy telefonu do jego żony Elżbiety, która pracuje i mieszka w Radomiu. On niby mieszka i pracuje w Warszawie, ale zdzwonić się z nim jest bardzo ciężko. Zresztą Agnieszka załatwia wszystkie sprawy telefonicznie, bo jest stale na miejscu. Ja mam z tym kłopoty, gdyż stale jestem w ruchu.
Jadę do domu. Niedługo po mnie zjawia się Robert i Agnieszka z Krzyśkiem bo dziś sobota i pracuje się tylko sześć godzin. Dzieci idą na podwórko, my sprzątamy i szykujemy obiad. Po obiedzie dzieci znów na dwór, a my kończymy porządki. Na jutro mieszkanie musi błyszczeć, wyglądać jak najlepiej . Będziemy mieli trochę gości. Zajęcia te przeciągają się do późnego wieczora. Trzeba też się wyspać.

Przy tym prawo z kim gromada.